niedziela, 14 września 2014

Normalny niemoralny.

notka:JEŚLI CZYTASZ-ZOSTAW KOMENTARZ! DZIĘKUJĘ.
Nie każda opowieść jest przyjemna, nie każda prawdziwa, nie każda kończy się happyend'em. Moja dopiero się zaczęła, ale mam nadzieję, że skończy lepiej niż rozpoczęła. Cześć, to ja Steph, a to moja opowieść.

- Wypierdalaj stąd suko! - warknął na mnie, uderzając z liścia w policzek. Złapałam palące miejsce na twarzy z kilkoma łzami w oczach, ale nie byłam przerażona tylko wściekła. Już zdążyłam się przyzwyczaić do ciągłego wyzywania i bicia mnie.
- Nienawidzę Cię! - wrzasnęłam. Dawno chciałam uciec z tego popieprzonego miejsca, ale nie umiałam się do tego zebrać. Mam mocny charakter, ale mimo wszystko bałam się. Jego, jego reakcji. Ale miałam już dość. Poleciałam do pokoju i zaczęłam pakować torby, jak najszybciej umiałam. Pobiegł za mną, próbując mnie zatrzymać ale wydarłam się z jego uścisku. Nienawidziłam go, tak bardzo jak tylko umiałam. Nie chciałam już nawet na niego patrzeć. Cicho chlipiąc z bólu poprzednich siniaków i nowego na twarzy zapięłam niechlujnie torbę zarzucając ją na ramię. Miałam w niej najważniejsze rzeczy, jakie mi przyszły na myśl. Ubrania, kosmetyki, które miałam na stoliku, mój mały pluszak-miś i figurka słonika trzymającego czterolistną koniczynę. Niby przynosi szczęście, ale trzymam ją tylko dlatego, że się do niej przywiązałam. Gdyby naprawdę przynosił szczęście, dawno byłabym gdzieś daleko, albo bym nie żyła. Wiele razy marzyłam o tym,by zginąć, nie chciałam żyć.Wyleciałam z pokoju i zaczęłam zakładać trampki. On biegał za mną.
- Gdzie niby chcesz iść? Nikt nie będzie Cię chciał przyjąć pod dach szmato! - krzyknął. - Jedynie w burdelu mogą Cię przyjąć spierdolino! Do niczego więcej się nie nadajesz! - bluzgał mnie jak zwykle. Antonio, mój brat. Ale dla mnie nim nie jest, tylko więzy krwi nas łączą. Kiedy mama zginęła w katastrofie lotniczej, ojciec załamał się i wyżywał na nim. A potem się powiesił, nie brał leków, nie wytrzymał. Chociaż wcześniej czy później pewnie Antonio sam by go  zabił. Gdy zostałam sama, "zajął się mną" czyli zaczął molestować psychicznie i fizycznie, karząc za wszystko co go w życiu spotkało. Więził mnie w pokoju, gdy przychodzili jego koledzy. Ćpał z nimi, pił, a potem pozwalał im mnie wykorzystywać. To były moje najgorsze noce życia i rozpieprzyło mnie to psychicznie. Ale stałam się mocniejsza. Nie jestem już dzieckiem, dawno przestałam.
- Już wolę być w burdelu niż z Tobą! - nie zasznurowałam butów i wyszarpałam się z prób zatrzymania mnie, po czym zbiegłam najszybciej jak mogłam po schodach i wypadłam z budynku. Kilka osób  przyglądało się zaistniałej sytuacji, ale nie obchodziło mnie to. Uciekłam kilka ulic zanim zwolniłam i oparłam się o ścianę w ślepej uliczce. Dopiero wtedy doszło do mnie, co zrobiłam. Z jednej strony poczułam ulgę, że wyszłam z tego cało ale z drugiej wielki strach, bo jeśli mnie znajdzie, zrobi mi coś jeszcze gorszego niż do tej pory. Zamknęłam oczy i zjeżdżając powoli po cegłach, zaczęłam płakać. Jak zwykle, nikt nie słyszał, nikt nie widział. Mogłam po prostu umrzeć i nikt by nawet nie zauważył różnicy. Schowałam twarz w dłonie nie wiedząc co począć. Nie mogłam przecież zostać tu na noc. Płakałam przez dobre 15 minut, dopóki przy śmietnikach nie zaczęli się zbierać bezdomni. Otarłam mokre policzki i oczy, po czym wstałam. Postanowiłam włóczyć się jak najdłużej po mieście. Trzymając kurczowo pod pachą cały mój dobytek, przeglądałam wystawy sklepowe, wnętrza różnych lokali. Chwila po chwili, coraz bardziej zmierzchało, a neony barów i klubów zaczynały świecić na kolorowo. Przystanęłam przy karteczce wywieszonej na szybce klubu "Tropicana Lady".
"SZUKAMY OSÓB DO PRACY.
PEŁNY ETAT.
POTRZEBNE OD ZARAZ."

Poczułam, że mam szansę. To było coś, czego teraz potrzebowałam. Kasy. Nie zastanawiałam się nawet wchodząc do dusznego pomieszczenia. W środku był wielki tłum śliniących się i gwiżdżących na widok kobiet na scenie, mężczyzn. Starzy, młodzi, bogaci, mniej zamożni, wszystkich wzrok skierowany na skąpo ubraną płeć """"słabą"""". Stresowałam się. Nie uważałam, że jestem w połowie ładna, jak one. Wstydziłam się siebie, ale nie miałam wyboru. Podążyłam za intuicją w stronę gabinetu prawdopodobnie szefa lokalu. Stałam przed drzwiami i nabrałam głęboki wdech ściskając ramiączko torby. Zapukałam i nieśmiało uchyliłam ciemne, plastikowo - metalowe drzwi.
- Tak? - za biurkiem siedział niebrzydki mężczyzna w średnim wieku. Miał siwą bródkę i był schludnie ostrzyżony.
- Um, dobry wieczór. Ja w sprawie pracy... - zamknęłam za sobą i stanęłam na środku pokoju. Pomieszczenie było ciemno pomalowane a meble były bordowe. Skinął bym usiadła, a sam zapalił papierosa i zarzucił nogi na biurko.
- Więc powiedz mi skarbie, co umiesz? - wypuścił dym lustrując mnie wzrokiem. Zamyśliłam się i przełknęłam głośno ślinę. 
- Więc... Ja.... Ja mogę tańczyć, um, przy rurze.... Mogę... Się rozbierać... Ja... - nie miałam pojęcia, co mam mu powiedzieć. Uśmiechnął się lekko i strzepnął popiół z peta do popielniczki, po czym usiadł prosto i podparł brodę o knykcie. Spojrzał uważnie.
- Rozbierz się. - poczułam jak ściska mnie w gardle. Pokiwałam ostrożnie głową i wstałam z krzesła. Miałam na sobie luźny t-shirt, bluzę, jeansowe rurki i trampki, a pod spodem niezbyt kuszącą bieliznę. Zaczęłam niepewnie ruszać biodrami w rytm muzyki w mojej głowie i zarzuciłam moje blond włosy na bok. Patrzył na mnie niewytłumaczalnym wzrokiem, co mnie jeszcze bardziej spinało. Zaczęłam ściągać spodnie, stojąc w staniku, gdy zatrzymał wszystko ruchem dłoni.
- Od kiedy możesz zacząć pracę? - powiedział, jakby nie pytał tylko oznajmiał. Zaczęłam znów się ubierać.
- Od zaraz. - burknęłam speszona, czułam się strasznie zawstydzona i zdenerwowana, ale nie mogłam tego pokazać. W końcu od teraz będę musiała to robić tak długo, aż nie ułożę sobie trochę tego, co nazywam życiem. Kliknął coś pod blatem i za chwilę w gabinecie pojawiła się wysoka mulatka w szpilkach, ubrana w seksowną, czerwoną bieliznę, która podkreśliła jej ciemną karnację i miała kilka tatuaży na sobie. 
- Anabelle zaprowadzi cię do zaplecza. - powiedział wskazując na nią, a ja skinęłam głową na powitanie. Uśmiechnęła się i odwróciła by wyjść. Miała duży tatuaż skrzydeł na łopatkach. Podążyłam szybko za nią, zarzucając rzeczy na ramię. Była bardzo zamyślona, chyba miała jakiś problem. Sama zamykam się we własnym świecie, kiedy muszę rozwiązać jakiś ambaras. Rozejrzałam się. Długi korytarz, kinkiety świecące kolorowym światłem na czarnych ścianach, czasem mijałyśmy jakieś drzwi, z których wydobywał się dziwny hałas. Szłyśmy w ciszy, aż postanowiłam ją przerwać przez ciekawość.
- Bolało? - zachrypiałam cicho i odchrząknęłam, nerwowo uniosłam kąciki ust. Odwróciła szybko głowę, zarzucając różowymi lokami. Wskazała palcem na ten największy tatuaż, potwierdziłam skinięciem.
- Trochę, ale chyba najbardziej ten. - wskazała na cytat na wewnętrznej stronie ramienia. Przyjrzałam się bardziej by spróbować odczytać. Zobaczyła to i odpowiedziała pospiesznie. - "Jesteśmy na tyle ślepi, na ile tego chcemy." - przejechała palcem po nim. Podniosłam brew, nigdy nie słyszałam tego cytatu.
- Głębokie. - odpowiedziałam i weszłyśmy do pomieszczenia na samym końcu tego długiego przejścia. Nie odpowiedziała i zaczęła iść w stronę garderoby, szukając czegoś. Odetchnęłam i gniotłam dłonią t-shirt. Wyjęła stamtąd jakiś wieszak i podeszła do wolnej komódki, zawołała mnie tam ruchem ręki. Podeszłam i usiadłam na krzesełku, naprzeciwko oświetlonego naokoło lustra. Stanęła za mną.
- Jak masz na imię? - jej egzotyczny akcent delikatnie dawał o sobie znać. Popatrzyłam na jej odbicie.
- Stephanie. - nie lubiłam swojego imienia, było takie staromodne. Nachyliła się lekko.
- Więc, Stephanie... - odgarnęła mi włosy do tyłu czule. - Od dziś, nazywasz się Śnieżynka. - zawiesiła mi naszyjnik z zawieszką w kształcie płatka śniegu. Odruchowo go złapałam w dłonie i lekko się uśmiechnęłam.
- Jest śliczny. A Ty, jak się nazywasz naprawdę? - podniosłam wzrok.
- Onati. - odpowiedziała i złapała za róż, po czym zaczęła nim muskać moje policzki. - Masz piękne oczy. - powiedziała, a dziewczyna, która siedziała obok to potwierdziła. Zarumieniłam się, nigdy nikt mnie nie komplementował.
- Dziękuję. - powiedziałam bezgłośnie. Po niedługim czasie byłam już umalowana i uczesana. Muszę powiedzieć, że wyglądałam bosko. Przygryzłam wargę łapiąc w dłonie skąpą bieliznę z puszkiem i brokatem, w kolorach bieli i błękitu. Bez słowa poszłam do przebieralni i wróciłam z powrotem z prześwitująca halką na bieliźnie. Zgarbiona niepewnie stałam w szpilkach, założyłam włosy za ucho. Podeszła do mnie blisko.
- Wyprostuj się. - Zażądała, a ja to zrobiłam. Poprawiła mi włosy zza uszu i pogłaskała. - Ślicznie wyglądasz. A teraz zasady. - była bardzo ułożona. Zaczęła iść w stronę zasłony. - Na początek, będziesz tylko tańczyć przy rurze. Jesteś niedostępna, mogą tylko na ciebie patrzeć. Pieniądze mogą być rzucane tylko na scenę, nie wkładane w majtki czy stanik. - kiwałam głową. - Nie odzywasz się, nic nie mówisz. Uśmiechaj się. Nie podchodź do stałych klientów, oni są zarezerwowani i mogą sobie zamówić każdą z was, na osobność. Najlepiej nie zwracaj na siebie ich uwagi, nie wiadomo co mogą wam zrobić w domu. - mówiła ciągle oschłym tonem, jakby czytała z kartki. - Pracujemy od 19 do 4 rano. Pieniądze dostajemy co 2 tygodnie i możemy zabierać nasze napiwki. Z biegiem czasu będziesz mogła brać udział w występach. Resztę powinien ci powiedzieć Jack, czyli szef. Powodzenia. - wypchnęła mnie na scenę. Niepewnie ruszyłam do rury i przejechałam ręką po niej. Przełknęłam ciężko ślinę i uśmiechnęłam się sztucznie do grupy młodych chłopców. O tyle dobrze, że nie byli to 40-letni kawalerowie, brzydziłabym się. Zaczęłam poruszać się najseksowniej jak umiałam przy tym metalowym drągu, a po chwili już zachwycałam.
*
Jeśli dotarłaś/eś do końca tego rozdziału - gratuluję! Mam nadzieję, że Ci się spodobało. :) Bardzo proszę, wyraź swoją opinię w komentarzu, dla Ciebie to kilka/naście sekund a dla mnie ogromna motywacja. Love you. xo