- Czego ty chcesz znowu? - westchnęłam, siadając niedaleko niego. Od trzech dni co chwilę czegoś chciał. Z jednej strony szkoda mi było siebie, ale z drugiej... hm, nie było w sumie drugiej. Przecież miał tylko gips, nie wydaje mi się, że nie może zupełnie nic robić. Uśmiechnął się delikatnie. Kiedy podnosiły mu się policzki wraz z kącikami ust, małe zmarszczki wokół oczu uwydatniały jakąś piękną radość w błękicie jego tęczówek.Odwzajemniłam go niezręcznie.
- Napiłbym się czegoś, może zrobisz nam herbatę z rumem? - patrzył na mnie.
- Nam? - podniosłam brwi, przy okazji wstając i zbierając brudne naczynia z ławy. Przekręciłam lekko głowę w jego stronę.
- Nie wypijesz ze mną? - spytał z automatu, przekręcając się z boku na plecy, po czym usiadł opierając się o kanapę. Wywróciłam oczami nie odpowiadając i wróciłam do kuchni. Wstawiłam wodę w metalowo-plastikowym czajniku i wyjęłam dwa kubki: jeden z napisem "ziomek #1" a drugi w kolorze zielonym. Wrzuciłam ostatnie dwie torebki earl grey'a i przetrząsnęłam szafki w poszukiwaniu butelki rumu, ale jej nie znalazłam. Wzruszyłam do siebie ramionami i lekko za mocną herbatę zaniosłam do pokoju. Postawiłam kubki na stole i skuliłam się na fotelu. Wziął łyka.
- Nie ma rumu? - przygryzł całą dolną wargę zaglądając w głąb cieczy, jakby miał znaleźć tam skarb. Wąchałam opar znad gorącego napoju.
- Nie. W ogóle wszystko jest tu na wykończeniu. - odetchnęłam cicho. Pokiwał głową i przez dłuższą chwilę piliśmy w ciszy. W końcu spojrzałam na niego nieznacznie. Patrzył w jakiś pusty punkt, nawet nie drgając. Utopił się w myślach. W pierwszej chwili chciałam zapytać, co się dzieje, ale odpuściłam. To nie moja sprawa.
*
- Mogłabyś się pośpieszyć? Siedzisz w tym sklepie ponad godzinę! - wyjęczał mi do telefonu blondas, a ja ścisnęłam wargi. Robię zakupy, nie może być choć trochę wdzięczny? W portfelu miałam 40 dolców. Rozłączyłam się bez słowa. Wrzuciłam ostatnią rzecz do koszyka z regału, przy którym stałam z 10 minut, po czym poszłam do kasy. Wyłożyłam towar na czarną taśmę i podążałam w kolejce za panem przede mną. Aż się zdziwiłam, że kasjerka nie zapytała o dowód, ale było mi to na rękę. W sumie byłby problem bo... nie mam dowodu. Mój brat nigdy mnie nie zabrał do żadnego urzędu, nie miałam okazji. Byłam od niego uzależniona. Spakowałam wszystko do siatek i poszłam do samochodu. Wpakowałam się do środka i usiadłam za kierownicą, Po chwili już wracaliśmy, a Niall szperał w siatkach.
- Przestań, bo rozwalisz. - mruknęłam. - Czego ty szukasz?
- Czegoś dobrego. - odburknął z nosem w zakupach. Uśmiechnęłam się pod nosem i pokręciłam głową. Nic by nie znalazł, bo słodycze schowałam do torebki. Jestem wredna, wiem. Jak byliśmy na miejscu, pomogłam mu zejść do "bazy" i poszłam do kuchni upichcić obiad. Kaleckim krokiem doczołgał się do mnie i usiadł przy stoliku.
- Gdybyś stanęła w Taco Bell, to nie musiałabyś gotować.
- Przestań narzekać. Porozmawiajmy o czymś niezwiązanym z jedzeniem. - wzruszyłam delikatnie ramionami wyjmując brokuł z lodówki. Złapałam za nóż i zaczęłam podważać folię owijającą warzywo.
- Okej. Miałaś kiedyś chłopaka? - poleciał mi nóż, o mało nie wybiłam sobie oka. Oooo, troche ostro siostro. Myślałam bardziej o zwykłych pytaniach, typu "masz jakieś hobby?", "lubisz zwierzęta?". Kurczę.
- Skąd takie pytanie? Prosto z mostu trochę. - niezręcznie się zaśmiałam.
- Zawsze mówię co myślę. A teraz ciekawi mnie to. Więc jak? - co miało znaczyć to o myślach? Ciekawi go moje życie sercowe? W sumie nieważne.- Raz miałam... - spuściłam wzrok. Dość nieciekawa historia. Zaczęłam odrywać małe, brokułowe kawałki w kształcie drzewek. - Trudno było znaleźć kogoś jeśli byłam w takiej sytuacji. A ty miałeś dziewczynę? Pewnie kilkanaście. - dopowiedziałam. Czułam jego wzrok, ale starałam się go zniwelować maltretując szczątki jedzenia.
- Pewnie kilkanaście? Masz mnie za jakiegoś alfonsa? - zaśmiał się, a ja po nim.
- Nadal nie odpowiedziałeś. - powiedziałam cienkim głosem wrzucając wszystkie warzywa do wrzącej wody. W drugim garnku gotował się ryż.
- Miałem. - pokiwał głową i westchnął cicho.
- Jakie? - spytałam z ciekawości. Takie pytania przychodzą każdemu do głowy. Każdy jest ciekawski w jakimś stopniu. Mówimy: namalowałam obraz. To druga osoba pyta: jaki? Nie jest tak?
- Powiem ci jak ty mi powiesz o swoim chłopaku. - drażnił się ze mną. Ale ten temat nie był dla mnie zabawny. W ciszy odwróciłam się i zaczęłam szukać przypraw, próbując zatamować strumienie napływające do moich oczu. Każdy ma jakieś wspomnienie, które sprawia, że wciągu sekundy rozpadamy się w cząsteczki. Już tylko starałam się nie pociągać nosem, ale ten wodny katar nie dawał za wygraną. Oparłam się o blat przymykając powieki, by się uspokoić, lecz wtem poczułam dłoń na swoim ramieniu. Nawet nie zdążyłam zauważyć, jak Niall przykuśtykał do mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie próbując zatuszować smutny wyraz twarzy.
- Wszystko w porządku? - pokiwałam głową ale zaraz po tym wybuchłam szlochem. Nigdy nie miałam komu wyznać co się działo w moim życiu. Byłam sama. Cała moja przeszłość, kiedy ktoś zmuszał mnie do powrotu w tamte chwile, sprawiało mi ból. Nie panowałam nad sobą. "Shhhh" słyszałam z ciepłych ust chłopaka. Objął mnie niepewnie ramieniem, nie drgnęłam. Starałam się nad sobą zapanować. Obchodzi go w ogóle co czuję? No proszę was.
- Po co w ogóle zaczynaliśmy ten temat... - szepnęłam cicho i oderwałam duży kawałek ręcznika papierowego, w który wysmarkałam się i otarłam oczy. Może nie w tej kolejności. Przełknęłam ślinę i wyrwałam się, żeby wyłączyć z gazu ryż. Panowała idealna cisza, słyszalny był tylko bulgot gotującej się wody na kuchence. Wstyd mi było na niego spojrzeć, więc unikałam kontaktu wzrokowego. Nienawidziłam, kiedy płakałam przy innych. Kojarzył mi się z bezbronnością. Odcedziłam ryż i złapałam za nóż, by rozciąć saszetki z ziarenkami. Syknęłam gdy się poparzyłam, szastając nieudolnie torebeczkami. Poczułam jak jego dłoń wyjmuje z mojej ostre narzędzie.
- Daj. Zrobię to. - powiedział ciepłym głosem. Pokręciłam głową.
- Ale masz złamaną nogę.W gipsie. - cicho wymruczałam. Przecież niedawno nie mógł podnieść się z kanapy.
- Dam radę, usiądź. Zajmę się tym. - popatrzył na mnie, a ja posłusznie usiadłam i schowałam głowę w dłoniach, przecierając twarz. Zamrugałam kilka razy, przyglądając się blondynowi. Całkiem dobrze sobie radził z tym obciążeniem pod kolanem. Przeczesałam włosy.
- Dużo razy byłeś połamany? - odwrócił głowę w moją stronę po czym wrócił do roboty.
- Dość... W sumie, kilka razy. Mam kilka blizn. Najgorsze wspomnienie ze złamaniem, to jak miałem otwarte. Straszny widok. - dokończył mówić stawiając na stole talerze z porcjami obiadu. Pokiwał głową i usiadł naprzeciwko. - wiesz, widok kości na wierzchu, zdarta skóra, widok mięsa i krwi...
- Ja jem! - przerwałam mu. Zaśmiał się.
- Ten temat omówimy może innym razem. - zaczął gryźć warzywa. Uśmiechnęłam się spod byka. Może nie jest taki zły.
*
- Przestań! - płakałam. Dotykał mnie. Wzdłuż ud, pakował swoje dłonie pod moją sukienkę. Obrzydliwe dłonie, obrzydliwy człowiek. - Powiedziałam przestań! - krzyknęłam próbując się uwolnić. Trzymał mnie, mocno, byłam zbyt słaba. Popchnął mnie na łóżko i przytrzymał jedną ręką oba nadgarstki, a drugą zaczął ściągać mi bieliznę. Zaczęłam kopać, wierzgać. Jedynie go zdenerwowałam. Wtem ktoś odepchnął mężczyznę ode mnie, usłyszałam uderzenie i jęk. Skuliłam się, cała we łzach.
- Wszystko w porządku skarbie? - usłyszałam znajomy głos. Widziałam rozmazany obraz człowieka.
Zanim ujrzałam twarz chłopaka obudziłam się.
*
Ok więc tak, postaram się pisać częściej, bo teraz miałam egzaminy i musiałam się uczyć.
Pewnie nikt nie zauważył mojej nieobecności na blogu (oprócz mojego kochanego placuszka), więc uważam sprawę za zamkniętą. Cześć. Aha i jak coś to moglibyście pisać komentarze, fajnie by było. Lof ju.